Pages

Tuesday, 24 January 2012

Gainsbourg dir. Joann Sfarr

cyt. filmweb


Autor "Gainsbourga", podobnie jak bohater filmu, jest Żydem i ten aspekt uczynił w obrazie kluczowym dla całej postaci. Poznajemy Luciena Ginsburga (pod tym nazwiskiem urodził się Serge Gainsbourg) jako wygadanego kilkulatka dorastającego w okupowanym przez nazistów Paryżu. Choć tupetu mu nie brakuje (potrafi poprosić modelkę, by pozowała dla niego nago), to jednak pochodzenie daje mu się we znaki, w trakcie wojny - w sposób oczywisty. Ale po niej problem pochodzenia nie znika, pozostaje nieuleczalny kompleks. Film przedstawia go bardzo namacalnie, w postaci "Gęby" - karykaturalna, na wpół animowana kukła z wielkim nosem jak cień podąża za Gainsbourgiem, namawiając go do działania. "Gęba" to nie tylko żydostwo bohatera. To także jego pozytywna motywacja i jego demon; czasem przekleństwo, czasem błogosławieństwo. Przypomina mu o inności, a także o prostym fakcie, że mimo sławy, pieniędzy i uwielbienia pozostaje brzydalem z wielkim nosem.


Nie mam pojęcia, w jakim stopniu taka artystyczna wizja sobowtóra odpowiada faktycznemu charakterowi Gainsbourga. Czy należy go opisywać przez pewną schizofreniczność, przez wyobrażone postaci? Ale nawet jeśli piosenkarz nie podpisałby się pod takim obrazem swojego życia, to na ekranie pomysł sam się broni. Sfar, dzięki oryginalnej wizualnej wyobraźni, tworzy ciekawą alternatywę dla psychologizujących dramatów "o życiu i twórczości".

Są tu cudownie surrealistyczne scenki, jak nocna wizyta u Juliette Gréco: stremowanemu Serge'owi (i jego Gębie) drzwi otwiera czarna kotka, która pełni rolę służącej i mówi ludzkim głosem. Czy można było lepiej poprzedzić obecność na ekranie tajemniczej, nieskazitelnej Gréco? W "Gainsbourgu" sporo tego typu nieoczywistych zabaw literacko-filmowych, absurdalnych skojarzeń. Na pewno lepiej oddają one klimat paryskiej bohemy niż oklepane, zanurzone w dymie i pobrudzone farbą sztampowe obrazki z Montmarte'u.

Właśnie takie pomysłowe sceny jak opisana powyżej są najmocniejszą stroną filmu Sfara – atrakcyjne same w sobie nie zmierzają do generalizacji. Jakby autor komiksów dbał o anegdotki, a nie dążył do opowiedzenia i zrozumienia całości życia pieśniarza (co zresztą potwierdza jego końcowa deklaracja). Przez to wielka groza istnienia, która niewątpliwie czai się w życiorysie Gainsbourga, tylko przemyka z boku niektórych kadrów. Lęki zostają szybko rozbite zgrabną ripostą, piosenką.
 
Za to w filmie nie brakuje zmysłowości. Reżyser eksponuje fakt, że przez łóżko Gainsbourga przewinęło się kilka najpiękniejszych Francuzek epoki. Momenty, jak Brigitte Bardot (Laetitia Casta wydaje się stworzona do tej roli) tańczy w samym prześcieradle przy pianinie Gainsbourga, tylko z pozoru są błahe, tak naprawdę stanowią istotę tej filmowej biografii. Ciała, gesty, pełne podtekstów dialogi królują przez pierwszą połowę filmu. Nie ma samego seksu, obserwujemy jedynie nieustanne dążenie do niego, nienasycenie kobietami i życiem w ogóle. Symboliczne spełnienie (już z kolejną kochanką, Jane Birkin) następuje dopiero po napisaniu "Je t'aime... moi non plus". Piękna, filmowa wizja. Nieważne, na ile prawdziwa.

O Gainsbourg:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Serge_Gainsbourg
About:
http://en.wikipedia.org/wiki/Serge_Gainsbourg


No comments:

Post a Comment